Był
chłodny październikowy dzień. Klasa Europejska w World Akademy miała fizykę.
Pani Pascal musiała na chwilę wyjść do pokoju nauczycielskiego, ponieważ nie
wzięła dziennika.
Klasa
korzystając z chwili wolnego czasu, robiła co chciała. Antonio zaśmiał się i po
chwili zawtórowało mu kilkoro chłopców i dwie dziewczyny go podsłuchujące.
Feliks
pośpiesznie spisywał zadanie od Torisa, Ludwig czytał książkę, a Gilbert
korzystając z nieuwagi brata wciągniętego przez lekturę, rysował mu w zeszycie
karne penisy.
Po kilku
minutach samowoli nauczycielka wróciła z dziennikiem i lekcja potoczyła się już
dalej zwyczajnym rytmem. Wkrótce, gdy rozbrzmiał dźwięk dzwonka ogłaszający
koniec lekcji, wszyscy szybko spakowali swoje książki i zeszyty do plecaków, po
czym radośnie wybiegli z budynku.
Arthur
szybko dogonił Alfreda z klasy Amerykańskiej i zagadał go:
-Hej Al,
masz teraz trochę wolnego czasu?
-No mam,
a co? - odpowiedział jak zawsze uśmiechnięty Amerykanin.
-Yyy...
A mógłbyś teraz do mnie wpaść? Mam wolny dom. Pogralibyśmy trochę na X-Boxie
czy coś...- odparł Anglia.
-Nie ma
problemu.- zgodził się Ameryka, mimo że zachowanie kolegi wydało mu się trochę
dziwne. Anglik nigdy tak się nie zachowywał.
Po tej
krótkiej wymianie zdań, pobiegli szybko na autobus, który już stał na
przystanku. Wpadli niczym torpeda w zamykające się drzwi pojazdu,
popychając przy tym na Szwajcarię Bogu ducha winną Liechtenstein, po czym
szybko uciekli na drugi koniec autobusu, by uniknąć śmierci z rąk Vasha.
Alfreda
zastanawiało dziwne zachowanie kolegi. Może pragnął mu się z czegoś zwierzyć,
ale nie chciał, żeby ktoś inny to usłyszał i wygadał reszcie klasy i szkoły?
-Już
wysiadamy - wyrwał go z zamyślenia głos towarzysza. Chłopak wstał i skierował
swe kroki w stronę otwierających się drzwi, po czym podążając za przyjacielem,
stanął przed drzwiami jego domu. Anglia przekręcił kluczyk w zamku i
wpuścił przyjaciela.
Alfred
stanął w białym korytarzyku, którego jedynym wystrojem była biała szafka na
buty i wieszak tego samego koloru z lustrem po lewej stronie.
Chłopak
zdjął obuwie i kurtkę, którą zawiesił na wieszaku. Chwilę potem gospodarz
zrobił to samo.
Amerykanin
wszedł do pokoju Arthura i usiadł na łóżku, czekając na przyjaciela. Wkrótce
zielonooki przekroczył próg pokoju z dwoma szklankami soku w dłoniach i paczką
chipsów w zębach.
Gość pomógł
mu położyć jedzenie na biurku, uważając, by nie rozlać soku, który był nalany
po sam brzeg. Posiedzieli trochę w ciszy chrupiąc przekąskę i popijając ja
napojem. Po pewnym czasie Amerykanin zabrał głos.
-Arthur,
mogę cię o coś spytać?
-Jasne -
odparł Anglik z uśmiechem.
-Dzisiaj
trochę dziwnie się zachowywałeś. Coś się stało? -zapytał zmartwiony Alfred.
-To zależy,
co rozumiesz przez "dziwnie". - opowiedział wymijająco chłopak.
-Byłeś po
prostu cały dzień zamyślony, prawie wcale się nie odzywałeś, nawet nie
dokuczałeś Francisowi. Wszystko ok? - martwił się jego przyjaciel.
-Tak. -
odpowiedział lakonicznie zapytany.
-Zakochałeś
się? - spytał się żartobliwie Alfred próbując rozładować atmosferę.
-Ta...
Znaczy się nie. Nie zakochałem się.
-Słaby z
ciebie kłamca- stwierdził Ameryka biorąc łyk soku. - No dobra, która to? Belgia
czy Węgry? A może to jestem ja, co?- dodał z uśmiechem.
Po tych
słowach twarz Arthura zrobiła się czerwona niczym dorodny hiszpański pomidor.
-Nie ważne.
Nie powiem ci. - rzekł szybko chłopak odwracając wzrok nadal się rumieniąc.
-Iggy, co
się dzieje? - zapytał troskliwie Alfred.
-Nic. -
odpowiedział Anglik.
-Nie kłam.
Widzę, że coś jest nie tak. - powiedział Amerykanin, po czym dodał - Jeśli nie
chcesz mi powiedzieć, to nie ma problemu, nie będę naciskał.
Nastała
minuta niezręcznej ciszy w ciągu której twarz Arthura odzyskała swój naturalny
kolor. Arthur odezwał się pierwszy:
-Tak
- szepnął.
-Co
"tak"? - zapytał nie rozumiejąc przyjaciela Alfred.
-Zakochałem
się. -szepnął drżącym głosem, jakby walcząc ze łzami Arthur.
Znów
nastała niezręczna cisza, którą tym razem przerwał Ameryka:
-W
kim? - spytał z wzrokiem wlepionym w podłogę Amerykanin, podejrzewając jaka
odpowiedź padnie z ust przyjaciela.
-W tobie - powiedział niemal
niesłyszalnie Anglia wbijając wzrok w ścianę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Więc witajcie w pierwszym poście na tym blogu :D Jeśli już tu jesteście, to proszę was, jeśli widzicie jakiś błąd w tekście/powtórzenie/cokolwiek co byście poprawili to zgłoście mi go w komentarzu. Jestem początkującą pisarką (o ile można to tak nazwać), więc nie ma zbytniego doświadczenia, a każda rada się przyda :) Akcja ficka rozwinie się w następnym rozdziale, o to nie musicie się martwić ^^ Kolejne posty będą pojawiać się co tydzień - dwa, a przynajmniej postaram się, żeby tak było (systematyczność nie jest moją mocną stroną :') ). Tymczasem ja się z wami żegnam I cóż... Do zobaczenia nie długo :D